czwartek, 29 października 2009

Cykliści, masoni, lobbiści

W sumie dawno mnie tu nie było. A to urlop, a to praca, a to praca. Ale dość marudzenia.

Niezbadane są wyroki niebios. A także pomysły szefów. W czasie największej ostatnio afery tzw. „hazardowej” zostałem, z kolegami, wpisany na listę lobbystów!
Blady strach padł na rodzinę. „Do końca Ci odbiło?” Grzmiała Żona. „W takiej chwili? Telefon chcesz mieć na podsłuchu?”

Ale okazało się, że nie taki diabeł straszny. Pani Z Warzywniaka nie obraziła się na mnie, sąsiedzi się normalnie witają. W pracy też obiad z lodówki nie znika.
O co więc chodzi z tym lobbingiem, a raczej strachem przed nim?

Prawdopodobnie z czterech powodów:

Po pierwsze: praca ta jest owiana nutką tajemnicy i legendy – gra w polo, obiady w Pałacu Prezydenckim, kolacje w Aspen.

Po drugie: skojarzenia z typowo polskim „załatwiactwem”, „kopernictwem” i „podstolnictwem”

Po trzecie: nagłaśnianie jednostkowych przypadków łamania prawa, często przez osoby, które w świetle prawa lobbystami nie są.

Po czwarte: Kompletnym brakiem zrozumienia pojęć takich jak PR czy lobbing przez polityków i traktowanie tych dwóch słów pochodzenia zagranicznego jako epitetów, obelg i przekleństw.

W naszej rzeczywistość trzeba znaleźć kozła ofiarnego, którego można obarczyć winą za niepowodzenia. Kiedyś wystarczali Żydzi, masoni i cykliści. Teraz lobbysta jest synonimem wszelkiego zła. Ustawa nie przeszła? Wina lobbystów. Przeszła? Też ich wina? Korupcja? Układziki? Kolesiostwo? To wszystko to lobbing.

A może nie? A może lobbing to „(..) każde działanie prowadzone metodami prawnie dozwolonymi zmierzające do wywarcia wpływu na organy władzy publicznej w procesie stanowienia prawa

Czyli przede wszystkim przedzieranie się przez gąszcze ustaw, poprawek, biuletynów, nowelizacji. Spotykanie się. Zadawanie pytań. Rozmawianie. DIALOG. Ciężka praca.

I tyle. Aż tyle.

ShareThis