środa, 12 sierpnia 2009

Po dwóch stronach barykady

Zastanawiam się, na ile nienajlepsze relacje między PR a dziennikarzami, opisywane na w różnych artykułach, na stronach i w blogach są „zasługą” braku podstawowej wiedzy praktycznej dotyczącej funkcjonowania mediów.

Dotyczy to przede wszystkim zrozumienia poczucia czasu. W mediach codziennych i szybszych żyje się przede wszystkim chwilą. Jest gorący temat, chwyta się go, często przesuwając zaplanowane teksty czy materiały na później. Często PR-owcy dzwonią z wyrzutem „Umawialiśmy się na publikację tekstu na dziś. I nie ma. I ja się pytam – dlaczego!?”

Z drugiej strony, temat który spada jak grom z jasnego nieba też często nie służy do poprawy stosunków pr-owsko – dziennikarskich. Dziennikarz potrzebuje na już opinii, wypowiedzi, „setki”. I to za godzinę, góra dwie. I trudno jest mu zrozumieć, że rzecznik jest zajęty, albo że przedstawiciel firmy lub organizacji znajdzie czas… jutro. Jeszcze gorzej, kiedy dziennikarzowi obieca się wypowiedź i nie dotrzyma się terminu. „Jejku, dzień Pana nie zbawi!”

Zbawi.

Później – kwestia autoryzacji. Bo, po pierwsze, dziennikarz wysyła tekst i chce odpowiedzi w kilkanaście minut. Nie obchodzi go obieg wewnątrz firmy – agencję, rzecznika, prezesa itp. Po drugie: nie chce, nie lubi i nie rozumie popularnego zwyczaju zmieniania treści i sensu wypowiedzi. Tłumaczenia, że „Pan Prezes doszedł do wniosku, że to będzie bardziej korzystne dla jego wizerunku".

Kolejnym problemem wynikającym z kwestii odmiennego poczucia czasu jest znajomość rytmu pracy poszczególnych redakcji. Kolegia, zamykanie numerów, montaż, emisja – trzeba mieć świadomość pór lub dat, kiedy dziennikarzowi lepiej nie zawracać głowy.

- Dzień dobry, dzwonię z Agencji X, chciałam potwierdzić Pana uczestnictwo w śniadaniu prasowym, zaproszenie wysłałam. Będzie pan?
- Kiedy jest to śniadanie?
- Pod koniec miesiąca.
- To za dwa tygodnie…
- Wiem. Czy może pan potwierdzić, bo robię listę mediów.
- A o czym będzie to śniadanie?
- No wie pan, takie spotkanie na temat wyników firmy Y i jej planów.
- Ciekawe. Ale wie pani, że w naszej redakcji tematy tego typu przydzielane są na porannym kolegium?
- Naprawdę? Dlaczego nie chce pan mi teraz powiedzieć, że pan przyjdzie?


Takimi lub innymi słowami, podobne rozmowy toczą się bardzo często.

Albo , w newsroomie TV
- Dzień dobry! Tu agencja Z! Dostał pan nasze zaproszenie?
- Czy to pilne? Bo za godzinę jest program i mam mało czasu.
- Zajmę chwilę. Otóż za dwa tygodnie otwieramy centrum handlowe…
- Dwa tygodnie. To proszę później zadzwonić, teraz nie mam czasu. Proszę po 17.30. OK?
-Ale ja pracuję tylko do 17…


Też klasyk.

Mam nieodparte wrażenie, że za jeszcze parę lat temu do PR częściej przechodzili dziennikarze, którzy z takich lub innych powodów postanawiali zmienić branżę. Mimo wszystko, mieli świadomość specyfiki pracy w mediach. Do tego byli znani w branży medialnej. Budzili zaufanie.

Na takie zaufanie adepci PR muszą dopiero zapracować. Mają zadanie do wykonania, zależy im na efektach – ale nie do końca potrafią zrozumieć delikatną specyfikę współpracy z dziennikarzami. Popełniają gafy, które później opowiadane są jako anegdoty. Częściej jednak – denerwują dziennikarzy. W ten sposób tworzy się i narasta niechęć mediów dla PR, mówienie o dwóch stronach barykady. O propagandzie za wszelką cenę. O grzechach branży.

Mój apel:

PR-owcy z doświadczeniem w mediach – uczcie koleżanki i kolegów jak efektywnie współpracować z mediami. PR-owcy, którzy pracę mediów znają z wykładów lub poprzez codzienną prasówkę – posłuchajcie bardziej doświadczonych kolegów: nie da się robić media relations bez prawidłowych relacji z dziennikarzami.

A bez tego trudno budować pozytywny wizerunek całej branży public relations.

ShareThis